Tegoroczny mundial przynosi tam mnóstwo emocji i niespodzianek. Dla niektórych zespołów turniej ten jest wielkim rozczarowaniem i niespełnieniem zakładanych celów. Przedstawiamy „Rozczarowania wielkie”, czyli dramat w czterech aktach.
Akt I – Gdzie się podziali tamci mistrzowie?
Rosyjski turniej dla reprezentacji Niemiec to po prostu katastrofa, bo jak inaczej określić fakt, że od czasu obecnie obowiązującej formuły rozgrywania Mistrzostw Świata nasi zachodni sąsiedzi po raz pierwszy nie wyszli z grupy? Co więcej, obrońcy trofeum zajęli w niej ostatnie miejsce! Już w sparingach przed mundialem nie wszystko szło tak jak powinno. Jeszcze jesienią ubiegłego roku już po eliminacjach Niemcy zaliczyły dwa remisy – 0:0 z Anglią i 2:2 z Francją. W marcu z kolejną uznaną marką, czyli Hiszpanią znów zachowali status quo, padł wynik 1:1. Wreszcie nadeszły dwie porażki – 0:1 z Brazylią oraz 1:2 z Austrią i szczególnie ten drugi rezultat dawał już oznaki nienajlepszego przygotowania. Paradoksalnie najwięcej niepokoju w serca kibiców reprezentacji wlało… zwycięstwo z Arabią Saudyjską. Jednak wynik 2:1 i słaba postawa szczególnie w drugiej połowie odbiła się echem w mediach. Wielu jednak twierdziło używając znanych wszystkim formułek, że Niemcy zawsze słabo prezentują się w sparingach i są drużyną turniejową, więc nie ma obaw co do ich postawy. A jednak się mylili. W pierwszym meczu z Meksykiem ich rywale pokazali ogromną waleczność i świetną organizację taktyczną. Mimo, że wymienili między sobą ponad dwa razy mniej podań niż Niemcy to ich celność wyniosła 82%, zaledwie o 2% niej niż Mistrzów Świata. Jeden gol wystarczył i wszyscy zachwycali się wysiłkiem jaki Meksykanie włożyli w to spotkanie. Ogromne szczęście ekipie Loewa dopisało w kolejnym meczu. Właściwie to szczęście nazywało się Toni Kross. Gdy Szwedzi wyszli na prowadzenie całkowicie się zamknęli a Niemcy bili głową w mur. W końcu jednak udało się wyrównać a następnie w ostatnich sekundach wspomniany Kross kapitalnym strzałem przedłużył nadzieje zespołu. Przed ostatnią kolejką mogło dojść do sytuacji, w której trzy drużyny miałyby po 6 punktów. Nic takiego się jednak nie zdarzyło, bowiem jedyny zespół, który był bez szans na wyjście z grupy sprawił, że odpadł z turnieju w doborowym towarzystwie. W myśl zasady „bij mistrza” niezwykle waleczni Koreańczycy z południa ograli Niemców aż 2:0, dzięki czemu zajęli 3 miejsce w grupie zsyłając na samo dno najlepszą drużynę poprzednich Mistrzostw. „Byliśmy chyba źle przygotowani. Mieliśmy w spotkaniu z Koreańczykami wiele sytuacji, sam miałem ich kilka, ale niestety nie udało się nam zdobyć gola. To dla nas bardzo przykry moment […] Już w meczach towarzyskich były symptomy tego, że coś jest nie tak” – na gorąco po meczu komentował wydarzenia Mats Hummels. Ewidentnie w precyzyjnej maszynie Joachima Loewa coś się zepsuło, być może wypaliło. Niektórzy twierdzą, że selekcjoner za bardzo przywiązał się do niektórych piłkarzy oraz, że wielkim błędem było zabranie na mundial Brandta zamiast Leroya Sane. Przy klęsce zawsze szuka się przyczyn i mówi rzeczy, które przy dobrych wynikach są pomijane. Stąd pojawiły się również głosy, że Loew nie zadbał odpowiednio o atmosferę, czego przykładem jest wystawienie w bramce kontuzjowanego przez długi okres Manuela Neuera a odstawienie na ławkę mającego świetny sezon w Barcelonie Ter Stegena. Kolejne zarzuty to zbyt wielu zawodników w kadrze, którzy są pochodzenia tureckiego, tyle że gdy Oezil dyrygował środkiem pomocy reprezentacji a Khedira zawsze pojawiał się w odpowiednim miejscu by przejąć piłkę nikt swoich pretensji nie przedstawiał a wręcz chwalił tak świetnie zorganizowaną pomoc. Przed Mistrzostwami masa ludzi domagała się w składzie Timo Wernera, jednak gdy napastnik zawiódł uznano, że był za młody by podołać presji a doświadczony Mario Gomez byłby lepszym wyborem. Niełatwo będzie określić przyczyny takiej klęski zespołu, który jeszcze cztery lata temu wznosił w górę trofeum. Naszym sąsiadom niełatwo będzie przyjąć taki obrót spraw i pogodzić się z porażką czego dowodem są tytuły niemieckich gazet po meczu z Koreą, które brzmiały „Historyczna klęska”, „Historyczne pożegnanie” czy też najbardziej wymowny tytuł zamieszczony w gazecie „Bild” – „Koniec! Na nic więcej nie zasłużyliśmy”. Tak też stwierdzili sami zawodnicy, biorąc „na klatę” porażkę i zgodnie wypowiadając się, że na wyjście z grupy faktycznie nie zasłużyli. Cokolwiek nie stanie się teraz z tą reprezentacją z pewnością potencjał na szybkie odbudowanie potęgi jest, pytanie czy Niemcy znajdą odpowiednie narzędzia by swoją precyzyjnie działającą drużynę odzyskać.
Akt II – Nie pomógł trener Sampaoli, nie pomógł trener Messi
W grupie odpadli Mistrzowie Świata a ich rywale z Maracany sprzed czterech lat awansowali do fazy pucharowej z ogromnym wysiłkiem, by wreszcie pożegnać się z mundialem w 1/8 finału. Dwa przegrane finały Copa America z Chile oraz ta porażka z Niemcami w Brazylii po dogrywce to symbole niespełnienia wielkiego Messiego w reprezentacji, spełnienia które było tak blisko, a którego prawdopodobnie już nie osiągnie. Problem bogactwa w ofensywie a zarazem słabo funkcjonująca linia defensywy – tak opisuje się od jakiegoś czasu reprezentację Argentyny. Przede wszystkim jednak od wielu lat nikt nie potrafi dobrze zarządzać tymi ludźmi, grupą obfitującą w gwiazdy światowego formatu. Wielu twierdziło, że rodak Jorge Sampaoli będzie w stanie sprawić by ten zespół w końcu odniósł jakiś sukces. W samych eliminacjach Albiceleste nie potwierdzili tej tezy i wydawało się, że mogą wręcz nie pojechać do Rosji. Ostatecznie udało się to zrobić, ale pierwszy mecz z Islandią sprawił, że fala krytyki wylała się na tę drużynę. Świat zobaczył zbieraninę ludzi, która nie jest ze sobą zżyta, panują podziały oraz brak linii porozumienia między zawodnikami a selekcjonerem. Sampaolego zaczęto wyśmiewać i krytykować, między innymi wytykano mu nie zabranie na Mistrzostwa Mauricio Icardiego, sadzanie na ławce Evera Banegi oraz Paulo Dybali a także zbyt duży nacisk na budowanie gry Argentyny tylko wokół Lionela Messiego. Sam gwiazdor Barcelony stał się na przestrzeni trwania turnieju właściwie trenerem kadry. Zaczęły pojawiać się informacje, że piłkarze odwrócili się od Sampaolego twierdząc, że właściwie sami nie wiedzą jak mają grać. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej po fatalnej grze z Chorwacją, która wypunktowała Argentynę i efektownie zwyciężyła 3:0. Według mediów skład na kolejny mecz ustalał sam Messi, a Sampaoli stał się trenerem tylko na papierze. Nie wiadomo oczywiście jak wszystko do końca wyglądało, ale mówi się też, że w meczu z Nigerią o być albo nie być, selekcjoner konsultował wprowadzenie Kuna Aguero z Messim. Kapitan tej reprezentacji również rozmawiał z resztą zawodników w tunelu, to on wygłaszał mowy i motywował kolegów, stąd m.in. wnioski o jego władczej roli w kadrze. Ze wspomnianą Nigerią udało się wygrać 2:1 a w kolejnej rundzie czekała już Francja. Reprezentacja Albiceleste zagrała wreszcie na pewnym poziomie i pokazała swój potencjał i ducha walki. Gdy przegrywali 0:1 błysnął grający bardzo słaby turniej Angel di Maria i pięknym strzałem wyrównał. Następnie Argentyńczycy wyszli na prowadzenie, ale wtedy dwa gole kapitalnie grającego Mbappe i cudowne trafienie Pavarda załatwiło sprawę, chociaż wcale nie musiało tak być, ponieważ na 3:4 trafił jeszcze w doliczonych minutach Aguero, a w ostatniej akcji drużyna z Ameryki Południowej mogła doprowadzić do dogrywki, ale piłkę nad poprzeczką przeniósł Mesa. Mistrz Świata odpadł w grupie, wicemistrz w 1/8, brązowych medalistów z 2014 roku – mowa tu o Holandii – na mundialu w Rosji nawet nie było. To pokazuje jak wiele w futbolu może się zmienić na przestrzeni krótkiego okresu. Argentynie wielkich szans na wygranie mundialu nie dawano i chociaż niezły występ z Francją zmazał nieco plamę to jednak turniej pokazał jak wiele problemów ma ta reprezentacja. Problemów, które nie łatwo będzie rozwiązać, a co gorsza trudno w ogóle wymyślić sposób na ich zażegnanie.
Akt III – Nie samym Cristiano mundial wygrać zdołasz
Mistrzowie Europy też rozczarowali. Ronaldo zagrał cudownie z Hiszpanią i bardzo dobrze z Maroko, co pozwoliło zebrać Portugalii 4 punkty. Z Iranem zagrał już słabiej, zmarnował rzut karny i Portugalia znów zremisowała zajmując drugie miejsce w grupie. Trafili na świetnie zorganizowany Urugwaj, który z grupy wyszedł z kompletem punktów i… nie podołali zadaniu. Cristiano marzący o tym by poprowadzić kadrę do finału tak jak na EURO również musiał przełknąć gorycz porażki. Tutaj jednak o zdiagnozowanie problemu nie jest bardzo ciężko. Ten zespół w dużej mierze uzależniony jest od Ronaldo i nie jest to żadną tajemnicą. To po prostu solidna drużyna z jednym wybitnym zawodnikiem, który bardzo często rozstrzyga mecze na ich korzyść. W wielkich turniejach często zachodzą daleko, ostatnie Mistrzostwa Europy wygrali, chodź gdyby nie zmieniona formuła nie wyszliby nawet z grupy. Tym razem koledzy Ronaldo byli w gorszej formie i gdy ich lider nie pociągnął gry ofensywnej zespołu to ciężko im było stwarzać sobie sytuacje. Za dużo nadziei pokładano w geniuszu Cristiano, za bardzo oparto grę tylko na nim. W pierwszym meczu z Hiszpanią bohater Portugalii uratował reprezentacji remis, jednak jego 3 strzały – w tym jeden z rzutu karnego i jeden z rzutu wolnego – były jedynymi celnymi uderzeniami podopiecznych, a właściwie podopiecznego Fernando Santosa. W kolejnym starciu piłkarze z Maroka oddali 16 strzałów przy ledwie 10-ciu Portugalczyków, w obu przypadkach brakowało jednak celności, bowiem statystyka celnych uderzeń wyniosła 4:2 na korzyść Maroka. Jeden z tych dwóch celnych strzałów znalazł drogę do bramki, autorem gola Ronaldo i Portugalia zgarnęła komplet punktów. Wreszcie z Iranem słabszy dzień Cristiano nadrobił golem Quaresma i reprezentacja zremisowała 1:1. W 1/8 Portugalię do domu odesłał Urugwaj wygrywając 2:1 i prezentując niezwykle skuteczny i wyrachowany futbol. Zdominowali przeciwnika, następnie strzelili gola, lekko się cofnęli, ponieważ potrafią świetnie bronić a gdy stracili pierwszego gola na tych mistrzostwach znów ruszyli do ataku i wyszli na prowadzenie, którego już nie oddali. Tak naprawdę Portugalia niewiele mogła zrobić w tym meczu. Mimo sporej przewagi w posiadaniu piłki w tym meczu, przebiegli więcej od przeciwnika, który teoretycznie powinien więcej biegać za piłką. Co więcej 107 przebiegniętych kilometrów to najlepszy wynik Portugalii na tych Mistrzostwach co pokazuje skalę bezradności w zderzeniu z urugwajską ścianą. Ronaldo zabrakło pomocy i to od razy odbiło się na wyniku. Zdecydowanie lepszej gry oczekiwano od takich piłkarzy jak Bernardo Silva, Goncalo Guedes, Joao Moutinho czy Andre Silva, którzy mają przecież wyrobioną markę w światowej piłce. Cóż, odpadnięcie tak szybko Mistrzów Europy po prostu trzeba określić mianem rozczarowania.
Akt IV – Julen, cóżeś ty uczynił?
Pierwszy wstrząs reprezentacja Hiszpanii przeżyła tuż przed Mistrzostwami Świata. Człowiek, który miał tej drużynie przywrócić dawny blask, przeprowadził ją przez eliminację i wyselekcjonował grupę 23 ludzi nagle został ogłoszony jako nowy trener Realu Madryt. Okazało się, że kontrakt podpisał za plecami federacji hiszpańskiej, która szybko zareagowała ze wściekłością i zwolniła Julena Lopetegui zatrudniając w jego miejsce Fernando Hierro. O ile pierwszy mecz z Portugalią nie wzbudził większego niepokoju, o tyle wymęczone zwycięstwo 1:0 z Iranem było już krytykowane. W ostatnim meczu kolejna niezwykle waleczna drużyna jaką jest Maroko postawiła się Mistrzom Świata z RPA i zremisowała 2:2. Mocno krytykowano parę stoperów Pique-Ramos oraz częsty brak pomysłu na grę. Mimo wszystko na papierze wydarzenia układały się zgodnie z planem, bo Hiszpania wygrała przecież grupę. Do tego trafiła na Rosję, która może i wygrała wysoko z Arabią Saudyjską oraz Egiptem, ale gdy napotkała Urugwaj dostała lanie 0:3, więc mało kto spodziewał się niespodzianki. Ta jednak nastąpiła. La Furia Roja strzeliła gola a następnie nie robiła nic by podwyższyć prowadzenie. Wciąż tylko wymieniała piłkę na całym boisku i podbijała licznik jej posiadania. Jedna przypadkowa ręka w polu karnym Pique wystarczyła by Rosja z jedenastu metrów oddała jedyny (!) celny strzał w tym meczu a następnie nie pozwoliła sobie strzelić kolejnej bramki. W rzutach karnych bohaterem został bramkarz Sbornej Igor Akinfiejew i Hiszpania dołączyła do grona rozczarowań. W przedstawionych meczach podopieczni Hierro zanotowali kolejno 61%, 70%, 68% i 75% posiadania piłki a tak naprawdę niewiele z tego wynikało. Z pewnością to co zrobił Lopetegui miało wpływ na atmosferę wokół drużyny, ale też wydaje się, że Hierro nie mógł za wiele zrobić, bo schematy gry były przecież już wypracowane i kto wie czy wiele zmieniłaby obecność zwolnionego selekcjonera na ławce. Z drugiej strony, być może nowemu trenerowi zabrakło pomysłu na to jak reagować na wydarzenia na boisku co było winą tego, że to właśnie Lopetegui przygotowywał się do mundialu, rozpracowywał przeciwników i wiedziałby jak postapić w przeciwieństwie do swojego następcy. Nie był to z pewnością turniej Davida de Gei. Bramkarz Manchesteru United obronił zaledwie jeden z siedmiu celnych strzałów oddanych na bramkę Hiszpanii. Dziennik „Marca” stwierdził, że pod względem statystyk jest to najgorszy goalkeeper na mundialu od 1966 roku. Statystyka uwzględnia tylko bramkarzy, którzy zaliczyli przynajmniej 3 występy na turnieju. Hiszpańskie media również nie kryły frustracji. Tytuły gazet brzmiały tam w taki sposób jak „Niepowodzenie i to wielkimi literami” czy „Kolejny mundialowy zawód”. Wielka generacja, która od 2008-ego roku zdominowała na kilka lat futbol miała zostać odbudowana w Rosji, ale znów wszystko skończyło się oczekiwaniach. Mimo mocnej kadry nie udało im się stworzyć maszyny do zabijania, bo oprócz Iniesty, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi, ale też ma już swoje ograniczenia na odpowiednim poziomie zagrał chyba tylko czarujący swoją grą Isco oraz ewentualnie Diego Costa, który dobrze wychodził na pozycję i potrafił wykorzystywać podania, których jednak za dużo nie otrzymywał. Występ Hiszpanii na tym mundialu dobrze podsumował „AS” po meczu z Rosją: „Hiszpania wymieniła wiele podań, ale brakowało jej odwagi, żeby wyeliminować gorszego przeciwnika”.
Nie wszystkich przegranych możemy nazwać wielkimi niespodziankami, ale z pewnością wielu spodziewało się, że te cztery uznane reprezentacje poradzą sobie zdecydowanie lepiej. Te Mistrzostwa pokazują jednak piękno futbolu i to, że w piłce niczego nie dostajesz za zasługi i każdy może stać się wielki. Wyłoniła nam już się Chorwacja jako jeden z faworytów do zagrania w finale, w ćwierćfinale znalazły się skreślane przez nawet własnych kibiców reprezentacje Rosji i Japonii, Pozostaje tylko czekać co będzie działo się dalej i cieszyć się tą wielką imprezą już bez kilku „wielkich” zespołów.