Gdy wydaje Ci się, że futbol nie może Cię już niczym zaskoczyć to wiedz, że kompletnie nic o nim nie wiesz. Po pierwszych meczach ćwierćfinałowych Champions League sporo pewnie znalazłoby się osób, które byłyby w stanie postawić całkiem niezłą sumę na spokojny awans Realu, Barcelony, Bayernu i Liverpoolu. Najwięcej wątpliwości paradoksalnie było wokół angielskiej pary, mimo że The Reds wygrali u siebie aż 3:0, ale jednak większość osób składu półfinałów była pewna. Wtorek i środa pokazały nam, że w piłce nożnej nie ma wyniku bezpiecznego oraz rzeczy niemożliwych. Ponadto ta dyscyplina potrafi być czymś pięknym dla jednych i okrutnym dla drugich. Przyjrzyjmy się zatem już nieco spokojniej co działo się ostatnio w Lidze Mistrzów
Sensacja na Stadio Olimpico w Rzymie
W Barcelonie piłkarze Romy strzelili 3 gole, ale dwa z nich to były trafienia samobójcze, a całe spotkanie zakończyło się zwycięstwem Dumy Katalonii 4:1. Wydawało się, że podopieczni Valverde przyjadą do Rzymu tylko po to, by bez większego wysiłku odhaczyć kolejny punkt na swojej liście. W takich sytuacjach bywa tak, że prawie wszyscy myślą dokładnie w ten sposób, ale najważniejsze jest, by sama drużyna (w tym przypadku Barcy) nie wyszła z takiego założenia. AS Roma nie zamierzała się poddać, w pierwszym meczu nie zasłużyli przecież na taką porażkę i na pewno czuli, że przeciwnik jest w zasięgu, bo Messi i spółka wcale nie zagrali koncertowo na Camp Nou. Wspierani dopingiem kapitalnych kibiców ruszyli na rywala bez cienia strachu. Ich ustawienie z trójką obrońców z tyłu oraz dwoma wahadłowymi zaskoczyło rywali, którzy nie umieli znaleźć sposobu na przełamanie defensywy, za to gospodarze objęli prowadzenie już w 6-stej minucie. Sygnał do ataku dał Edin Dżeko i Roma konsekwentnie grała swoją piłkę. Bez pospiechu, bez chaosu, cierpliwie dążyli do celu. Barcelona przez cały mecz nie zrobiła po prostu nic, żeby awansować, byli bezradni. Za to rzymianie kilka razy byli bliscy podwyższenia rezultatu. Słaby mecz grał Umtiti, ale to Pique dopuścił się ewidentnego przewinienia w polu karnym i po chwili De Rossi, który przed tygodniem wpakował piłkę do własnej bramki cieszył się z gola. Ostatecznie stało się to czego nie sposób było przewidzieć przed meczem a zarazem czuć było w powietrzu od pierwszego gwizdka sędziego. Futbol napisał kolejną piękną historię – Kostas Manolas wbił gwóźdź do trumny Barcelonie. On także, podobnie jak De Rossi, na Camp Nou zaliczył swojaka a nagle w 82-giej minucie stał się wielkim bohaterem na Stadio Olimpico w co sam nie potrafił uwierzyć. Po meczu piłkarze Dumy Katalonii zgodnie twierdzili, że awans im się nie należał. Warto zwrócić uwagę na fakt, że za każdym razem gdy Barcelona odpadała z Ligi Mistrzów, Leo Messi nie zdobywał gola w żadnym z dwóch spotkań dwumeczu, siła tego klubu jest naprawdę mocno uzależniona od Argentyńczyka. Jakby mało było ich zmartwień, chwilę później dowiedzieliśmy się, że najprawdopodobniej był to ostatni występ w Champions League wielkiej legendy Andresa Iniesty. Roma zasłużyła na miano absolutnej sensacji, Barcelona w ostatnich latach nie radzi sobie w tych rozgrywkach.
W Manchesterze cudu nie było
Liverpool wygrał 3:0 po rewelacyjnym meczy na Anfield a jednak mało kto był w stu procentach pewny tego, że Manchester City nie jest już zagrożeniem. Sny The Citizens i Guardioli o podboju Ligi Mistrzów wcale nie legły w gruzach i oni także wierzyli w sukces. W drugiej minucie Gabriel Jesus zaczął te marzenia urzeczywistniać i gospodarze prowadzili 1:0. To jeszcze mocniej ich napędziło i absolutnie zdominowali rywala. Atak za atakiem miały doprowadzić obywateli to odrobienia strat. W jednej z akcji znajdujący się w polu karnym Barnardo Silva nabił rękę Jamesa Milnera, ale sędzia tego nie zauważył. Chwilę później znów Bernardo próbował szczęścia, lecz trafił w słupek. O ile arbiter z niepodyktowania rzutu karnego mógłby się jeszcze wybronić o tyle zdecydowaną przesadą było nieuznanie prawidłowo zdobytego gola przez Sane. Nie wytrzymał tego również szkoleniowiec City, który powiedział sędziom kilka gorzkich słów i drugą połowę oglądał z trybun. Dodajmy, że Liverpool mógł utrzeć nosa przeciwnikowi jeszcze w pierwszej połowie, ale w końcówce po świetnej akcji zespołu do bramki nie trafił Oxlade-Chamberlain. Po przerwie na 1:1 trafił – któżby inny – Mohamed Salah i od tej chwili gospodarze grali jakby z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Dzieła zniszczenia dokonał Roberto Firmino i The Reds w dobrym stylu zameldowali się w półfinale. Przyjrzyjmy się teraz ciekawej statystyce samego Pepa Guardioli. Hiszpan od momentu odejścia z Barcelony ma spore problemy w Lidze Mistrzów. Potrafi absolutnie zdominować ligę, ale na arenie międzynarodowe czegoś brakuje. Ponadto, gdy jego zespół odpada traci naprawdę sporo goli w dwumeczu. Jego ostatni sezon w Barcy to porażka w półfinale z Chelsea 2:3. Gdy w 2013 roku objął Bayern odpadł również w półfinale ulegając realowi aż 0:5. Kolejny sezon i znów wszystko kończy się na półfinale – Bayern chociaż wygrywa w rewanżu z Barceloną to w ogólnym rozrachunku przegrywa 3:5. Na zapleczu finału Pep został także w rozgrywkach 2015/2016, tutaj akurat stracił tylko 2 gole i w dwumeczu Bayern zremisował z Atletico, ale to Hiszpanie awansowali. I wreszcie przyszedł czas pracy Guardioli w City. Tutaj już w 1/8 pożegnał się z Ligą Mistrzów. Chociaż jego zespół strzelił aż 6 goli Monaco to tyle samo stracił i nie awansował dalej. Ekipy prowadzone przez Josepa mają problem by w decydujących starciach pokazać pazur, a do tego wszystkiego tracą mnóstwo goli. Czy zmieni się to w przyszłym roku? Co do Liverpoolu natomiast, wyrósł na czarnego konia rozgrywek. Od pamiętnego finału z Jerzym Dudkiem i późniejszej porażki z Milanem dwa lata później kibice z Anfield żyli wspomnieniami, teraz skreślony dawno zespół Kloppa ma szansę znów napisać piękną historię.
Bayernu awans bez błysku
Sevilla pokazała się z niezłej strony w pierwszym spotkaniu. To właśnie piłkarze tego klubu pierwsi strzelili gola a Bayern po dosyć szczęśliwych bramkach wygrał ostatecznie 2:1. Pamiętając jak Sevilla w 1/8 finału podbiła czerwoną część Manchesteru nie można było odbierać im szans na zakwalifikowanie się do półfinału. Na Alianz Arena nie zobaczyliśmy jednak tej zadziorności co na Old Trafford. Fakt, goście potrafili stworzyć zagrożenie i mieli swoje szanse na zdobycie gola, szczególnie w pierwszej połowie, ale zabrakło „tego czegoś” co widzieliśmy w rewanżu z United. Gospodarze także próbowali otworzyć wynik, lecz bezskutecznie. Mecz bez większej historii, szanse były, ale nie zostały wykorzystane a to działało na korzyść Bayernu. Najciekawszym momentem tego spotkania była końcówka, ponieważ nad sytuacją na boisku przestał panować sędzia, który mocno się pogubił popełniając przy tym kilka błędów i doprowadzając do przepychanek. Być może gdy będzie trzeba wbić wyższy bieg, Bayern to zrobi. W każdym razie z Sevillą zagrali typową dla siebie piłkę. Swoją drogą byłaby to niezła historia, gdyby Jupp Heynckes wrócił na ławkę trenerską i zapewnił potrójną koronę Bawarczykom.
Nigdy nie lekceważ Juventusu. NIGDY
Juventus był już niemal za burtą Ligi Mistrzów w starciu z Tottenhamem, a jednak wyszli z opresji i znaleźli się w ćwierćfinale. Porażka 0:3 w Turynie maksymalnie skomplikowała sytuację Włochów, ale widząc co dzień wcześniej uczyniła Roma liczyli na odrobienie strat. Jak mówił trener Allegri przed meczem „kto nie wierzy w awans, nie wsiądzie do samolotu” i tę wiarę było widać. Stara Dama także szybko strzeliła gola. Królewskim po raz kolejny za skórę zaszedł Mario Mandżukić, który później podwyższył na 2:0 i wyeliminowanie Realu zaczynało być powoli możliwe. I gdy po katastrofalnym błędzie Navasa gola dla Juve strzelił Matuidi Santiago Bernabeu wstrzymało oddech. Królewscy to jednak nie była drużyna Barcelony z wtorku. To nie był ich mecz, ale oni potrafili momentami zagrażać bramce Buffona. I gdy wszystko wskazywało na to, że nastąpi dogrywka sędzia uznał, że faulu w polu karnym dopuścił się Mehdi Benatia. Nerwy całkowicie puściły Buffonowi, który nie zgadzał się z tą decyzją i zaczął wymachiwać rękami przed arbitrem krzycząc przy tym z powodu niezadowolenia. Za takie zachowanie został wysłany do szatni z czerwoną kartką a miejsce między słupkami zajął Szczęsny. Cristiano Ronaldo ustawił piłkę na jedenastym metrze i nie dał szans polskiemu bramkarzowi zapewniając szczęśliwy awans Realowi. To coś niesamowitego, że obrońca trofeum ma szansę wygrać go już po raz trzeci (!) z rzędu mimo tego, że w La Liga zajmuje dopiero czwartą lokatę. Dla Buffona z kolei był to prawdopodobnie tak jak w przypadku Iniesty ostatni występ w Lidze Mistrzów. Wielu będzie twierdziło, że karny Realowi się nie należał, ale jakkolwiek stanowią przepisy, Juventus zasługuje na ogromny szacunek za walkę do końca. Jeden błąd decyduje o tym, że to Real gra dalej. Na początku wspominaliśmy o tym, że futbol może być okrutny i właśnie piłkarzy z Turynu mieliśmy na myśli.
Emocji w ćwierćfinałowych rewanżach miało nie być, tymczasem serca kibiców przez dwa dni biły w przyspieszonym tempie. Jedni się cieszą, inni zalewają we łzach, ale czy właśnie nie za takie chwile kochamy piłkę nożną?