„To mój ostatni sezon w Barcelonie” – te słowa potrafią złamać serce niejednemu sympatykowi piłki. Należą one do kogoś kto zawsze był wzorem dla innych, odzwierciedleniem profesjonalizmu, ciężkiej pracy, talentu i świetnego charakteru. Te słowa należą do Andresa Iniesty.
Hiszpan na konferencji prasowej ze łzami w oczach i łamiącym się głosem oficjalnie potwierdził, że odchodzi z Barcelony. „Zorganizowałem tę konferencję prasową, by ogłosić, że to mój ostatni sezon w Barcelonie. Zdaję sobie sprawę z tego, że w przyszłości nie będę mógł dać Barcelonie tyle, ile bym chciał, a klub zasługuje na najlepszą wersję mnie. Chciałem odejść, czując się ważnym zawodnikiem. To dla mnie bardzo trudny dzień – w końcu spędziłem na Camp Nou dwadzieścia dwa lata. Chcę podziękować La Masii i całemu klubowi, ponieważ to, kim dzisiaj jestem, zawdzięczam właśnie im” – między innymi takie słowa wypowiedział 27-ego kwietnia Andres. Dla wszystkich kibiców Dumy Katalonii to koniec pewnej ery. Niedawno w Internecie pojawił się obrazek na którym pokazane jest na kolejnych obrazkach jak wpierw Carles Puyol przekazuje opaskę kapitańską Xaviemu, następnie ten czyni to samo względem Iniesty, który z kolei opaskę przekazuje Messiemu. Smutny to widok, ale uświadamia nam, że każda kariera kiedyś dobiegnie końca.
„Xavi, kiedyś mnie zastąpisz, ale uważaj na tego młodego kolesia, bo on wyśle na emeryturę nas wszystkich” rzekł kiedyś Pep Guardiola mając na myśli właśnie Andresa Iniestę. I widzimy jak bardzo miał rację. Człowiek z ósemką na plecach, który przez lata tworzył rewelacyjny duet z Xavim a teraz wciąż daje tak wiele Barcelonie otrzymuje brawa na każdym stadionie, na którym się pojawi gdy schodzi z boiska. Przestają istnieć podziały, wszyscy wstają z miejsc i oddają szacunek wielkiemu piłkarzowi, który zawsze unikał kontrowersji i skupiał się tylko na tym co potrafi robić najlepiej, czyli graniu w piłkę nożną. Gol w półfinale Ligi Mistrzów z Chelsea lub z finału Mistrzostw Świata to historyczne chwile, które utkwiły w pamięci każdego kibica. Poznajcie lub odświeżcie sobie na nowo historię Andresa Iniesty, bo naprawdę warto.
Skauci Barcelony Iniestę zauważyli podczas turnieju Borneo Nacional Alvin de Futbol 7, w którym rywalizują ze sobą najlepsi zawodnicy poniżej 15-stego roku życia grając w siedmioosobowych drużynach. Andres reprezentował tam klub Albacete, na którego treningi tata zawoził go pokonując przy tym prawie 100 km. Jego zespół medalu nie zdobył, ale sam Iniesta zaprezentował się bardzo dobrze. W kolejnym sezonie Albacete spadło do drugiej ligi i teoretycznie nie powinni znaleźć się na turnieju, ale wykorzystując fakt, że kilka klubów nie wystawiło swojej drużyny ze względu na problemy finansowe, Albacete zagrało w turnieju zdobywając 3 miejsce. Najlepszym zawodnikiem wybrany został nie kto inny jak Iniesta. Dzięki temu trafił do legendarnej szkółki Barcy, czyli La Massi. Wówczas przyjmowano tam tylko chłopaków od 14-stego roku życia, ale dla Andresa i jego kolegi Troiteiro, który również został dostrzeżony przez skautów zrobiono wyjątek i mimo tego, że mieli dopiero 12 lat to trafili to szkółki. Iniesta bardzo przeżył rozłąkę z rodzicami i początkowo zalewał się we łzach, był to dla niego bardzo trudny czas. Mimo problemów z miejsca wpisał się w DNA Barcy i odnosił sukcesy w drużynach młodzieżowych. W 1999-tym roku sięgnął po zwycięstwo w turnieju organizowanym przez Nike, do którego zgłosiło się mnóstwo drużyn. Medale wręczał wówczas jeszcze piłkarz Barcy – Pep Guardiola. Oprócz wspomnianych wyżej słów wypowiedzianych do Xaviego, dzisiejszy trener Manchesteru City zwrócił się również do Iniesty słowami: „któregoś dnia to ja będę siedział na trybunach Camp Nou, patrząc, jak na murawie robisz to, co ja teraz robię dla Barcy”. Gdy ich drogi ponownie przecięły się w latach gdy Guardiola trenował Barcelonę, Pep również nie szczędził pozytywnych słów na temat Iniesty, stawiając go niejednokrotnie za wzór piłkarza. To co spędzało sen z powiek młodemu zawodnikowi, który później zasłużył sobie na przydomek artysty to liczne kontuzje, których doznawał. Przerywały mu one niejednokrotnie karierę a jednak zawsze to Andres wychodził zwycięsko z tych nierównych pojedynków, nigdy się nie poddał, nigdy nie przestał w siebie wierzyć, zawsze walczył o to by móc robić to co kocha i dzięki tej wspaniałej sile charakteru ukształtował się piłkarsko. Debiut Iniesty w pierwszej drużynie przypadł na spotkanie w Lidze Mistrzów z Club Brugge na wyjeździe, 29-tego października 2002.
Barca miała już zapewniony awans i w meczu wystąpiło kilku graczy drugiej drużyny. Trenerem był wtedy Luis van Gaal a 16-letni Iniesta zagrał całe spotkanie, które udało się wygrać 1:0. W grudniu tego samego roku Andres zagrał po raz pierwszy w lidze. Było to również spotkanie wyjazdowe z Mallorcą. Barcelona była wtedy dopiero 13-sta w tabeli i w klubie nie działo się najlepiej, ale Van Gaal zaufał młodemu pomocnikowi i wystawił go od pierwszych minut – drużyna wygrała 4:0. Wreszcie w styczniu nadeszła historyczna chwila debiutu na Camp Nou, o którym zawsze marzył spoglądając w kierunku tego stadionu z okien akademika La Massi. 6-stego stycznia zagrał od pierwszych minut z Recreativo Huelva a mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy aż 3:0. Na stałe do pierwszej drużyny wprowadził go Frank Rijkaard, który natychmiast zlecił władzom klubu przedłużenie kontraktu w obawie o utratę tak utalentowanego zawodnika. Wśród wielu sukcesów jakie odniósł najbardziej zapamiętany został mu oczywiście ten kapitalny gol w Londynie z 2009-tego roku, którym wirtuoz piłki wysłał za burtę prawie pewnych już awansu „The Blues”. Nie wiadomo jeszcze jakie będą ostatecznie losy Iniesty w reprezentacji, ale nadchodzące mistrzostwa będą prawdopodobnie jego ostatnimi. Cofnijmy się zatem do kolejnej chwili, która zbudowała markę tego zawodnika. Jest 116-sta minuta finału w Johannesburgu, dogrywka, 0:0 i nagle Mistrzostwo Świata Hiszpanii daje niezawodny Iniesta.
Gdy zdjął koszulkę znów potwierdzają się słowa jakim dobrym jest człowiekiem. Pod trykotem meczowym znalazł się T-shirt z napisem dedykującym gola tragicznie zmarłemu koledze Daniemu Jarque. Jego ojciec, który na wszystkie najważniejsze mecze syna dojeżdżał pociągiem z powodu strachu latania samolotem tym razem oglądał mecz samotnie w domu a gdy jego potomek zapewnił Puchar Świata swojej reprezentacji wyłączył telewizor, bo nie mógł wytrzymać emocji. Tak wiele znaczyło dla niego to czego dokonał ten zwykły chłopak ze wsi, bez tatuaży czy wymyślnej fryzury, ale za to z jakim charakterem i umiejętnościami. Od momentu debiutu do mundialu pominęliśmy kilka lat, cofnijmy się zatem jeszcze do 2008-ego roku. Drużynę prowadził już Guardiola, ale na początku sezonu Barca zaliczyła falstart zdobywając ledwie punkt w dwóch meczach. I to właśnie Iniesta przyszedł wtedy do Pepa i zapewnił go, że ma pełne zaufanie i wsparcie od całej drużyny. Niby zwykły gest, mógł to zrobić każdy, ale to właśnie Iniesta był tym, który to uczynił. Ostatecznym dowodem na to jak niezłomnym charakterem, mimo wątłej budowy, wyróżniał się Andres niech będzie sytuacja z 2009-tego roku. Tuż po pamiętnym golu z Chelsea bohater Blaugrany doznał kontuzji, w jego mięśniu znajdowała się dwucentymetrowa dziura, która właściwie powinna wykluczyć go z występu w wielkim finale w Rzymie. No cóż, sam zainteresowany stwierdził tylko, że „nie ma takiej możliwości, by jakakolwiek kontuzja uniemożliwiła mi występ w takim meczu” Pamiętacie kto asystował przy golu Eto’o w 10-tej minucie finałowego starcia z Manchesterem United? Tak, to właśnie był ten Pan, który miał w tym finale nie zagrać.
I tak oto historia wielkiego maestro, który przez wiele lat czarował kibiców na Camp Nou powoli dobiega końca. Nie kończy jeszcze z graniem w piłkę, ale nie zamierza też grać w Europie, ponieważ nie mógłby stanąć naprzeciwko ukochanemu klubowi, któremu tak wiele zawdzięcza. Trzeba jednak powiedzieć, że właściwie to klub jeszcze więcej zawdzięcza temu niezłomnemu pomocnikowi, który za sprawą farta, mimo tego, że przed laty Albacete spadło z ligi, wystąpił w turnieju, który okazał się dla niego przepustką do wielkiego futbolu, dla którego on sam zrobił niesamowicie wiele. Do wielkiego futbolu, w którym on sam stał się Wielki.