Podczas gdy wielu emocjonuje się trwającymi w najlepsze Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi, serca fanów futbolu biły w ostatnie dni w rytm Ligi Mistrzów. 13-stego lutego wróciły te elitarne rozgrywki elektryzujące cały świat. Dwa dni później mogliśmy z kolei cieszyć się powrotem Ligi Europy. W obu przypadkach emocji nie brakowało.
Angielskie masakry siłą ofensywną
Ofensywa przez duże „O”. Tak można opisać aż dwa spotkania 1/8 finału Champions League. We wtorek na wyjazdowe starcie z Basel udał się wielki lider obecnego sezonu Premier League, czyli Manchester City. Od początku meczu podopieczni Pepa Guardioli nie zamierzali grać spokojnej piłki. Otworzyli się od pierwszych minut, czego efektem było kilka składnych akcji zakończonych strzałami, ale też dało przeciwnikom szanse na stworzenie sobie sytuacji co miało miejsce. Jednak wraz z pierwszym trafieniem „obywateli” zapał graczy Basel ustał. W 14-stej minucie wynik otworzył Ilkay Gündogan po świetnym zagraniu De Bruyne. Już 4 minuty później ładnym strzałem z woleja popisał się Bernardo Silva a kolejnych pięć minut po trafieniu Portugalczyka trzeci cios Szwajcarom zadał kapitalnie ostatnio dysponowany Sergio Agüero. Od tego momentu City, jak to ma z resztą w zwyczaju, umiejętnie szafowało siłami, a mimo to grało przyjemną dla oka piłkę. Wynik już w 53-ciej minucie ustalił Gündogan i rewanż na wyspach powinien być już formalnością.
Jeszcze lepiej zaprezentowała się dzień później inna angielska drużyna. Mowa tu oczywiście o Liverpoolowi, którego trio ofensywne w postaci Salah-Firmino-Mane dość niespodziewanie zmiotło z powierzchni ziemi Porto. Mało kto przewidywał, że ekipa z Portugalii tak łatwo da się rozstrzelać przeciwnikowi i to na własnym boisku. Liverpool swoją kanonadę rozłożył stosunkowo równomiernie, a emocje bramkowe zapewnił aż do ostatniej minuty. To jednak gospodarze mogli pierwsi wyjść na prowadzenie, jednak doskonałej szansy nie wykorzystał Otávio. Chwilę później swoją przewagę zaczęli już pokazywać goście. Na pierwsze trafienie trzeba było poczekać do 25-tej minuty. Wtedy po nie pierwszej już stracie Porto w środku pola w pole karne wjechał Wijnaldum. Najpierw uderzył w obrońcę, a potem wystawił piłkę Sadio Mane, który otworzył wynik meczu. Szybki drugi cios podłamał Porto. Kolejne niecelne podanie przy wyprowadzeniu piłki z obrony, strzał z daleka w słupek Milnera i zimna krew przy dobitce Salaha, i było już 0:2. Po przerwie gospodarze znów zapłacili słono za prostą stratę. Chociaż miała ona miejsce pod polem karnym Liverpoolu, to kontrę gości wykończył Mane. Następnie po zagraniu w pole karne nogę do piłki przyłożył Firmino, a w 85-piątej minucie pięknym strzałem zza „szesnastki” popisał się znów Mane. Z taką formą ofensywną, Liverpool może być spokojny o dobry wynik w Lidze Mistrzów.
Basel – Manchester City 0:4
FC Porto – FC Liverpool 0:5
Tottenham pokazał charakter
Gonzalo Higuain zadbał o to, by w meczu Juventusu z Tottenhamem emocji nie zabrakło. I to już od samego początku. Druga minuta, zagranie w pole karne Pjanica i ładny gol z półobrotu Argentyńczyka. To nieco oszołomiło gości, ale Stara Dama nie zamierzała dawać im w związku z tym żadnej taryfy ulgowej. W 9-tej minucie piłkę na jedenastym metrze od bramki ustawił Higuain, po tym jak faulu w polu karnym dopuścił się Davies. I chociaż Lloris wyczuł intencje strzelającego do nie dał rady zatrzymać strzału i Tottenham znalazł się w małej rozsypce. Z upływem czasu udało się im jednak pozbierać a mecz wyrównał się i oglądaliśmy widowisko na jakie liczyliśmy. Kibiców „Kogutów” mógł martwić fakt, że dwie sytuacje zmarnował Harry Kane, ale powiedzenie „do trzech razy sztuka” w przypadku Anglika znalazło swe odzwierciedlenie w 35-tej minucie. Dostał on świetne prostopadłe podanie od Alliego, położył na ziemi Bufona mijając go lekko do boku i wpakował piłkę do pustej bramki. Zawodnicy Mauricio Pochettino wrócili do gry, ale znów mógł ich z niej wyautować nie kto inny jak Higuain, który po raz drugo w tym meczu stanął oko w oko z Llorisem. Tym razem przewinienia w obrębie „szesnastki” dopuścił się Aurier. Napastnik Juventusu postanowił postawić wszystko na jedną kartę i uderzył najsilniej jak tylko mógł. To jednak okazało się błędną decyzją, bo piłka uderzyła w poprzeczkę i wynik pozostał bez zmian. W drugiej części widowisko nie zawiodło nas swoim poziomem, który utrzymywał się na bardzo wysokim poziomie. Chociaż gospodarze grali dobrze, to jednak przewagę w niej mieli gracze gości, co potwierdzili trafieniem Eriksena z rzutu wolnego. Duńczyk sprytnie uderzył obok muru, po ziemi, czym kompletnie zaskoczył Bufona, który mógł zachować się w tej sytuacji lepiej. Tottenham wrócił w tym meczu z dalekiej podróży i dzięki temu możemy spodziewać się kolejnej dawki emocji w rewanżu na Wembley.
Juventus – Tottenham 2:2
Miliony znów zawiodły
Paris Saint-Germain na transfery wydaje ogromne kwoty, które jednak wciąż nie dały im sukcesu na arenie międzynarodowej. Koncertowe roztrwonienie zaliczki w ubiegłym sezonie Ligi Mistrzów w starciu z Barceloną przeszło już do historii futbolu. Tym razem na zawodników Emery’ego czekał będący w kryzysie Real Madryt. Spotkanie od pierwszych minut zaserwowało nam dosyć wysokie tempo rozgrywania akcji. Było widać, że obu klubom zależy na zwycięstwie i zdominowaniu tego spotkania od samego początku. Sam przebieg gry także był wyrównany, ale stworzone sytuacje bramkowe przemawiały w niewielkim stopniu za „Królewskimi”. W 33-ciej minucie Santiago Bernabeu uciszył Adrien Rabiot. Od tego momentu lepszym zespołem było PSG i wszystko wskazywało na to, że nic nie zmieni się przed przerwą, ale wtedy w najmniej oczekiwanym momencie przewinienia w polu karnym dopuścił się Giovani Lo Celco, a Cristiano Ronaldo nie miał problemów z wykorzystaniem „jedenastki”. Po przerwie gra nieco się uspokoiła i widać było, że z każdą kolejną minutą piłkarzy PSG coraz bardziej zadowala remis 1:1 na wyjeździe. Najlepszym tego dowodem jest zdjęcie z boiska Cavaniego i wprowadzenie w jego miejsce Meuniera już w 66-stej minucie. Taka postawa zemściła się na paryżanach. Jednym z bohaterów Realu – chociaż to nie o nim mówiono najwięcej – stał się wprowadzony z ławki Asensio. To po jego akcji i zagraniu w pole karne błąd bramkarza wykorzystał dobrze ustawiony Ronaldo i to również asystował przy golu Marcelo trzy minuty później. Uśpiony już nieco Real zaskoczył PSG, które po raz kolejny zawiodło w meczu najwyższej rangi. Dosadnie porażkę swojego teamu skomentował strzelec jedynej bramki dla Paris Saint-Germain: „Wszystko jest dobrze, gdy pakuje się osiem bramek Dijon, ale właśnie w takich meczach jak ten dzisiejszy powinno się pokazywać na co cię stać”.
Real Madryt – PSG 3:1
Grała też Liga Europy
Do ciekawych starć doszło także w Lidze Europy, gdzie rozegrano mecze 1/16 finału. Spory zawód swoim kibicom sprawiły przede wszystkim włoskie kluby. Liderujące w Serie A Napoli musiało uznać wyższość RB Lipsk. Zespół Piotra Zielińskiego nie potrafił niczym zaskoczyć rywala. Gdy wreszcie w 52-giej minucie gospodarzy tego meczu na prowadzenie wyprowadził Ounas wydawało się, że mimo słabej gry uda się im osiągnąć niezły rezultat. Gdy jednak w miarę upływu czasu Napoli siły traciło, piłkarze Lipska konsekwentnie realizowali swoje założenia co przyniosło efekt. Najpierw wyrównał Werner, chwilę po nim Niemcom prowadzenie dał Bruma, a w doliczonym czasie gry jeszcze jedną szpilę przeciwnikom wbił Werner i awans Napoli stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
Prawdopodobnie zlekceważenie rywala było z kolei przyczyną porażki Lazio, które grające kompletnie bez pomysłu uległo FCSB (dawniej Steaua Bukareszt) 0:1.
Spacerkiem przez pierwsze mecze przeszli najwięksi faworyci, czyli Arsenal, Atletico oraz AC Milan, którzy pokonywali na wyjazdach kolejno Östersunds (3:0), Kopenhagę (4:1) i Ludogorets (3:0).
Fantastycznie w rolę jokera wcielił się piłkarz Lyonu, Memphis Depay. W hicie Ligi Europy, w którym Lyon podejmował Villarreal, gospodarze prowadzili 2:0, ale gdy goście odpowiedzieli golem kontaktowym, Francuzi kompletnie zgasnęli. Z pomocą przyszedł im rezerwowy Depay, który tuż po wejściu swoimi akcjami zasiał strach w szeregach rywala, a później po błędzie obrońcy strzałem z daleka kompletnie zakoczył bramkarza i zapewnił dwubramkową zaliczkę przed rewanżem Lyonowi.
Niespodziewany wynik padł w Nicei, gdzie gospodarze dali się ograć Lokomotiwowi Moskwa z Maciejem Rybusem w składzie. Rosjanie przegrywali już 2:0 po trafieniach Mario Balotellego, ale ostatecznie zwyciężyli 3:2, w czym pomogła im czerwona kartka dla gracza Nice, konkretnie dla Racine Coliego.
Najwięcej emocji było jednak Dortmundzie. Miejscowa Borussia mierzyła się tam z włoską Atalantą. Do przerwy obejrzeliśmy tylko jednego gola autorstwa André Schürrle, któremu asystował Łukasz Piszczek. W drugiej połowie bohaterem Atalanty został Ilicić, który pokonywał bramkarza Borussi kolejno w 51-wszej i 56-stej minucie. Wtedy do akcji wkroczył będący ostatnio „na językach” Michy Batshuayi. Belg najpierw doprowadził do wyrównania, a następnie w doliczonym czasie gry wprawił kibiców zgromadzonych na stadionie w ogromną radość ustalając wynik na 3:2. Ten wynik wciąż jest niezły dla Atalanty, jednak zwycięstwo na pewno mocno pomoże BVB.
FC Astana – Storting 1:3
Borussia Dortmund – Atalanta 3:2
Ludogorets – AC Milan 0:3
Olimpique Marsylia – SC Braga 3:0
Nice – Lokomotiw Moskwa 2:3
Östersunds – Arsenal 0:3
Real Sociedad – Salzburg 2:3
Spartak Moskwa – Athletic Bilbao 1:3
AEK Ateny – Dynamo Kijów 1:1
Celtic – Zenit 1:0
FC Kopenhaga – Atletico Madryt 1:4
FCSB – Lazio 1:0
Lyon – Villarreal 3:1
Napoli – RB Lipsk 1:3
Partizan Belgrad – Viktoria Pilzno 1:1